poniedziałek, 15 czerwca 2009

Spór o pierwszeństwo

Z racji niedogdności pogodowych, sobotę spędziliśmy na poszukiwaniach.
Nie napisałam jeszcze, ze czeka nas kolejna przeprowadzka. Wiem, że to śmieszne - ile razy w ciągu roku można się przeprowadzać??? Rozpiszę się jeszcze na temat naszych perypetii mieszkaniowych...
A wracając do tematu, w sobotę poszukiwaliśmy inspiracji i ku wielkiej mej radości, wiele ich znaleźliśmy. Najpierw wybralismy się do pewnego znanego marketu, gdzie zanim jeszcze zdążyliśmy wejść do srodka, doświadczyliśmy, na czym polega wszechobecny spór o pierwszeństwo. Podjechalismy na parking, gdzie wlasnie zwalniało się miejsce z oznaczeniem dla rodziny z dzieckiem. Uradowani postanowiliśmy zaczekać, aż samochód wyjedzie, aby zająć to miejsce. Gdy tylko poprzedni rezydent zwolnił miejsce dla rodziny z dzieckiem, niewiadomo skąd, drogę zajechał nam wielki terenowy samochód bardzo drogiej marki. Kierowca odsunął szybkę i oznajmił nam, że on czekal z drugiej strony, aż tamten wyjedzie, więc mamy sobie odjechać, zeby on mógł zaparkować. My na to, że po pierwsze nie widzieliśmy, zeby ktoś tam z drugiej strony czekał, a po drugie, to miejsce oznaczone, a my wlaśnie jesteśmy z dzieckiem i pytamy, czy on też, bo szyby ciemne, jak w trumnie i nic nie widać. On na to, że on bez dziecka, ale on czekał i tu zaparkuje i mamy sobie jechać. Ja na to do Łukasza, zeby nie ustępował, bo w końcu to my mamy w tej sytuacji pierwszeństwo do tego miejsca, nigdy nie parkujemy na miejscach, które nie są dla nas i nie korzystamy z praw, które nie dla nas zostały opracowane, a tym razem coś jest właśnie dla nas, więc dlaczego mamy rezygnować. No więc siedzimy i czekamy. Tamten usiłuje manewrować, prawie nas zawadzając, jednak świadomość posiadania drogiego samochodu wygrywa z poczuciem niezadowolenia. Nie, nie oznacza to, że odjechał. Stoi i czeka trasując przejazd innym. Z lewej i z prawej włączają się klaksony. Ktoś wysiada i zdenerwowany próbuje dochodzic, o co biega. W końcu całym przedstawieniem zainteresował się ochroniarz. Podchodzi i pyta, co się dzieje. Tamten tłumaczy, ze on był pierwszy. My na to, że to miejsce dla rodziny z dzieckiem i chcemy skorzystać z naszego prawa do zaparkowania tutaj. Ochroniarz zgrywa idiotę. Pytamy, czy jakieś przepisy tu obowiązują. Ten twierdzi, że przepisy przepisami, a ludzie robią po swojemu. Ja na to wielkie oczy - to mówi człowiek, który ma tu dbać o porządek, który to regulowany jest m.in. poprzez przepisy.
Łukasz pyta, po co w takim razie oznaczenia miejsc parkingowych i co, jeśli wyraźnie zaznaczone jest, że miejsce jest dla rodziny z dzieckiem. Ochoniarz zmiękł i przyznał, ze faktycznie rodzina z dzieckiem ma tu pierwszeństwo. Na to tamtemu puściły nerwy. Zamaszyscie odsunal szybę w oknie i wrzasnął do Łukasza (cytuję): pedale je*any, gdybyś odjechał, to już dawno zaparkowałbym w innym miejscu!!! Kulturka, jak niewiemco. Odjechać mógł w każdej chwili, bo miejsce miał, ale pewnie liczył na to, że jednak ugniemy się pod ciężarem jego wielkiego i drogiego terenowego wozu i pojedziemy z dzieckiem szukać w deszczu miejsca na drugim końcu parkingu. Na koniec trzeba jeszcze było pokazać klasę i pobluzgać, powyzywać i poobrażać, bo bez tego przedstawienie nie mogłoby się ciekawie zakończyć.

4 komentarze:

  1. Pierwszy raz o takich miejscach parkingowych słyszę :) fajna sprawa, no ale jak widać nie wszyscy to rozumieją.
    Kobieta.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że nie ustąpiliście. Ja bym się ugięła, niestety, chociaż, jakby był ze mną Mój, który ma fioła na punkcie sprawiedliwości i poszanowywania prawa i przepisów, to kto wie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Już raz udało się nam skorzystać z takiego miejsca :-)

    A Wam doświadczeń nie zazdroszczę...

    Całuski
    Maciejka

    OdpowiedzUsuń
  4. brawo, trzeba było mu jeszcze w mordę dać na deser!

    OdpowiedzUsuń